sobota, 2 sierpnia 2014

Kto najbardziej zniechęca do pomocy schroniskom?

Ten post wynika w dużej mierze z mojej irytacji obecnym stanem rzeczy. Od urodzenia jestem psiarą, potem w wieku 13 lat odkryłam, że życie ze szczurem na ramieniu jest dużo lepsze, niż bez niego i tak od tego czasu psy i szczury towarzyszą mi ciągle. Przez pewien czas byłam wolontariuszką w okolicznym schronisku dla bezdomnych zwierząt. I w tym momencie wracamy do pytania postawionego w tytule. Kto najbardziej zniechęca do pomocy schroniskom? Odpowiedź jest prosta- same schroniska. Z tym 'moim' miałam podpisaną umowę, byłam po odpowiednim szkoleniu pozwalającym na pomaganie tam. Nie raz spotykała mnie sytuacja, w której jechałam do psów z rana (w godzinach, w których wolontariusze mogą przychodzić) i spotykałam się z informacją, że nie ma nic do roboty i mam wracać do domu. Jasne. W schronisku około 3 osób, masa psów do wyprowadzenia, syf w kojcach i nie ma nic do roboty. Ponownie więc tyłek w autobus i kolejne 1,5h godziny jazdy do domu. Nie raz dostawałam burę za wyjście z psem na dłużej niż 15 minut, bo jeszcze inne psy czekają na spacer. Owszem, czekają, ale co chwilę podkreślałam, że mam cały dzień, więc nie trzeba spaceru tylko odwalić, a można zrobić im dłuższy, porządniejszy. No, ale tym sposobem wychodziłam ze schroniska po 2-3 godzinach. Psy z boksów wyprowadzane były dużo rzadziej, "bo przecież mają ciągle ruch" (w małym boksie w towarzystwie kilku innych psów) i trzeba było się mocno wyprosić o nie. Rozumiem, że izolatka ma pierwszeństwo, bo zwierzaki siedzą w klatkach, nie znaczy to jednak, że po zrobieniu izolatki nie można skoczyć z resztą psów. Mimo wszystko dalej do schroniska chodziłam, zrezygnowałam dopiero gdy czas przestał mi na to pozwalać, ale nie przestałam szukać dla nich pomocy w inny sposób. Organizowałam z koleżanką zbiórki i przywoziłyśmy im naprawdę ogromne ilości karm dla zwierząt, produktów suchych (makarony, kasze, ryż), smycze, obroże, miski, zabawki, koce i poduchy nadające się do warunków schroniskowych i niestety nie spotkałyśmy się z zadowoloną reakcją pracowników. Raz nawet oburzeni zapytali co oni niby mają z tym zrobić i po co to przywozimy. Dodam, że owe zbiórki były również uzgodnione i ze schroniskiem i z biurem fundacji. Niezbyt motywujące, prawda? 
O wszystkim przypomniała mi koleżanka, która ostatnio przywoziła rzeczy do innego schroniska, w którym dowiedziała się, że wiele osób okolicznych zgłasza się, że może w godzinach porannych lub wieczornych wychodzić z psami, bo pracują, ale chętnie pomogą, ale schronisko ma na to stałe godzinny. 12.00-16.00, czyli wtedy gdy ludzie pracują, albo się uczą, więc pomocy nie przyjmują.
Sytuacja ta jest dla mnie bardzo przykra, bo widać, że ludzie chcą pomagać, ale schroniska tej pomocy nie chcą. Szkoda tylko, że w tym wszystkim najbardziej poszkodowane są zwierzaki, bo przykłady, które to wymieniłam to tylko parę z wielu zachowań pracowników schronisk, o których mi wiadomo z mojego otoczenia.

Mam nadzieję, że inni ludzie spotkali się z innym zachowaniem w tego typu instytucjach, jednak obawiam się, że jest to jednak norma.


Nie chcę nikogo tym postem zniechęcić, chcę pokazać z mojej perspektywy jak to wszystko wygląda. Nalegam jednak - pomagajcie, adoptujcie, rozgłaszajcie. Te zwierzaki na to zasługują, nie dajcie się zniechęcić.


Zdjęcie znalezione w google, ze strony zwierzeta,wm.pl , nie jest moją własnością i nie miałam nigdy styczności ze schroniskiem, z którego ta psina pochodzi.