niedziela, 22 listopada 2015

Idealny tydzień


Czasem mam wrażenie,  że lubię komplikować sobie życie i dodawać sobie więcej obowiązków niż mogę znieść fizycznie. Od przyszłego tygodnia sama się bije na głowę w tej kwestii o nie do końca jestem pewna czy dam radę- choć przecież wyboru nie mam ;) 

Pomysł zorganizowania sobie idealnego tygodnia chodził za mną już od jakiegoś czasu.  Moje aktualne dni są dość rozlazłe i niezorganizowane przez co nie mam za dużo czasu dla samej siebie,  a kiedy już mam to spędzam go na tępym gapieniu się w ekran komputera.  Tymczasem od jutra przy aktualnym trybie życia nie będę miała czasu nawet na to ;) 

Żeby więc nie ześwirować postanowiłam,  że ten tydzień będzie testem życia jakie chciałabym mieć,  czyli idealna równowaga między obowiązkami,  samorealizacją i snem. 

Jakie są więc założenia mojego testu? Wymieniając w punktach:

1. Sen maksymalnie o 22.30, pobudka o 6 rano.  Mam okropne niedobory snu, sypiam w różnych godzinach i rano budzę się nieprzytomna. Swojego czasu mój organizm był przyzwyczajony do wczesnego wstawania, niestety serial Chirurdzy wszystko zepsuł,  bo godzina spania również się przesunęła.  Aktualna pogoda również nie działa na moją korzyść.

2. Pilnowanie czasu wyjścia z domu.  Mój dzień musi być zaplanowany co do minuty, inaczej się nigdzie nie wyrobię.  Urok miliona spraw do załatwienia,  a każde w innym miejscu.

3. Maksymalnie dwa odcinki serialu dziennie,  ból i rozpacz :(

4. Znaleźć więcej czasu dziennie dla moich zwierząt,  ostatnio niestety trochę zawiodłam pod tym względem.

5. Robienie sobie jedzenia w domu,  żebym nie musiała nic kupować na mieście.  Nie dość,  że oszczędność finansowa to jeszcze dobrze dla figury, bo zazwyczaj na mieście wpada mi do koszyka jakiś baton ;)



6. Z wczesnym wstawaniem łączy się też kwestia śniadania i makijażu, bo na obie te rzeczy nie mam czasu wstając na ostatnią chwilę.

7. Sprzątanie ma bieżąco.  W tym celu muszę odgruzować pokój dziś. Jestem typem bałaganiary, jednak bałagan strasznie mnie męczy. Lubię wrócić do czystego mieszkania, lepiej mi się żyje ze świadomością, że jest porządek.

8. Więcej czytać. Więcej kolorować. Chociaż chwilę każdego dnia.

9. Balsam po kąpieli.  Moja skóra zaczyna cierpieć przez zimno, a ja zazwyczaj nie mam czasu rano by się nasmarować.

10. Planować dzień w organizerze przy porannej kawce <3


Te kwestie są najważniejsze dla mnie. Tydzień to na tyle krótki czas, że mogę spróbować żyć tak jak chce i zobaczyć czy owy rozkład dnia faktycznie się sprawdza. Zobaczę jak pójdzie i może uda mi się wprowadzić te zasady na stałe. Sprawą priorytetową jest to wczesne wstawanie, bo to głównie wtedy brakuje mi czasu.

Próbowaliście kiedyś odtworzyć wasz idealny dzień/tydzień? A może nic nie zmienilibyście w aktualnym rozkładzie swojego dnia?

Pozdrawiam :) 

piątek, 13 listopada 2015

dziewczyna listopad


Jak Pablopavo słusznie w jednej ze swoich piosenek zauważa, listopad- niby nic, ale wiadomo świata koniec. Co takiego jest w tym cholernym miesiącu, że wraz z jego rozpoczęciem tyle rzeczy wali się i rozsypuje tak szybko, że człowiek ledwo nadąża z naprawianiem coraz to nowszych szkód?


Nie trzeba było wielu dni by prawie wszystkie liście pospadały. Niemalże z dnia na dzień.   Wracam do domu w pięknych, jesiennych barwach, a następnego dnia wychodzę i nawet zielone liście leżą na chodnikach. Kocham jesień, kocham listopad, choć to wyjątkowo ciężki miesiąc. Mam jednak wrażenie, że mój umysł jest listopadem. Moja codzienność idealnie pasuje do tego miesiąca, moje myśli świetnie się z nim harmonizują. 

Zauważyliście jakie dziwne niebo jest od jakiegoś czasu? W domu się śmiejemy, że koniec świata się zbliża. Dawno wieczory nie mieniły się takimi barwami, dawno światło nie barwiło wszystkiego w tak dziwny sposób. Powiedzcie, że też to widzicie.




Prawie połowa listopada za nami, u mnie było różnie, zaliczyliśmy już nawet weterynarza w tym miescu i to niestety jeszcze nie koniec, ale były też lepsze chwile.
 
Cele na resztę listopada?  Przetrwać.  Co więcej- przetrwać szczęśliwie.  


Trzymajcie się ciepło. Z dużym kubkiem herbaty i ciepłym kocem.

Herbata jest konieczna.

piątek, 23 października 2015

Wieści z Lisiej Norki i polecanki #1



Dzień dobry :) 
Ostatnio zalatana jestem okropnie, czasu mam niewiele, a już szczególnie na siedzenie przy komputerze i napisanie czegoś konkretnego. Zapraszam więc na wieści z Lisiej Norki i Polecanki!

czwartek, 8 października 2015

Goose Creek- pierwsze wrażenie



Hej, dziś wpadam z recenzją świecy firmy Goose Creek o zapachu Autumn. Firma ta jest stosunkowo nowa na polskim rynku,  ale już zdobyła sporo wielbicieli.  O ile zazwyczaj kupuję tylko YC i KC i niezbyt mnie ciągnie do innych firm,  to opinie o super mocy gąsek mnie zachęciły do spróbowania- szczególnie,  że mój nos jest mocno drewniany i nie czuję większości zapachów oferowanych przez Yankee.  

Wybór padł na świecę o nazwie Autumn o prześlicznym kolorze wosku i pięknej naklejce.  Serio, jesienne liski, wygląd tej świecy jest przepiękny,  kwintesencja tej pory roku ;) Zapach znałam wcześniej z wosku i urzekł mnie maksymalnie.  Czuć tam głównie pieczone jabłka i cynamon i jest to najlepsza jabłkowa kompozycja jaką miałam okazję wąchać,  a nie przepadam za zapachem jabłka ;) Moc wosku była ogromna,  już na korytarzu w bloku można było wyczuć te szarlotkowe nutki :D 


Za to co o samej świecy? Rozpalałam ją narazie około 10 razy, na około godzinę. Dzięki dwóm knotom basenik robi się w 30 minut bez illumy,  sweterka czy innych wspomagaczy. W yankee ze swetrem i illumą mam czasem tunel nawet po 3-4 godzinach palenia, co nawet w jednoknotówce uważam za przesadę. Zapach jest dużo delikatniejszy niż w wosku, po pierwszych trzech paleniach byłam załamana, bo nic nie było czuć- i to nie tylko dla mnie, dla wszystkich domowników. Dopiero w okolicy 7-8 palenia zaczęła być wyczuwalna, więc liczę, że się jeszcze rozbuja. W wosku zapach wydawał mi się też głębszy, bardziej realistyczny, ale może to się zmieni po jeszcze kilku paleniach świecy.

Nie do końca zadowolona jestem też z wykonania świecy. Przykrywka jest bardzo luźna, a naklejka przylepiona trochę niestarannie, nie we wszystkich miejscach dociska do ścian świecy, więc tworzą się na niej załamania. Drażni mnie jeszcze, że knoty nie są na równi z naklejką, co widać na zdjęciu poniżej. Oczywiście, żadna z tych rzeczy nie jest przeszkodą w paleniu, ale trochę mnie razi wizualnie.


Nie wiem czy spróbuję kolejnej świecy z tej firmy. Dużym plusem jest bardzo szybkie rozpalanie, jednak liczyłam na intensywniejszy zapach. Z czystym sumieniem polecam za to woski od nich, droższe od YC, ale większe i intensywnością mogą zabić :)

Próbowaliście coś od Goose Creek?

Pozdrawiam,
Pixel!

poniedziałek, 5 października 2015

środa, 30 września 2015

poniedziałek, 28 września 2015

Cele jesienne!


Jest ciepło,  jest kolorowo,  norka stała się przyjemną chatką,  czas najwyższy na spisanie celów i postanowień na tę porę roku! :)

środa, 23 września 2015

Randka z Zdziśkiem i z Tomkiem


Nie wiem kiedy dokładnie zakochałam się w pracach Beksińskiego, na pewno dobre parę lat temu. Nic się do tej pory nie zmieniło, choć fanką malarstwa nie jestem to Zdzisław ma moje serce. Książka Grzebałkowskiej tylko tę miłość wzmocniła.


wtorek, 22 września 2015

Dlaczego warto myśleć o świętach Bożego Narodzenia z dużym wyprzedzeniem?



Kiedy w październiku/listopadzie zaczniesz coś wspominać o świętach zapewne ktoś poczuje się zobowiązany, by pierdolnąć Cię w łeb i uznać, że jest coś z Tobą nie tak, bo jeszcze nie ma grudnia, a Ty już psujesz atmosferę i sprawiasz, że komuś święta przerzygają się dłuższy czas przed nimi. Chrzań to, święta są spoko. 


poniedziałek, 21 września 2015

Psiarzu! Nie rób tego!



Okej, masz już tego psa. Ktoś Ci go wcisnął, przybłąkał się, kupiłeś, adoptowałeś. I co dalej? Będziesz spoko, czy staniesz się udręką dla każdego innego psiarza? 

Zapraszam na 5 grzechów głównych w psiarskiej społeczności!

piątek, 18 września 2015

Czasem jest gorzej



Dajcie mi norę, w której mogę się schować. Zakryć się ogonem i przespać tyle dni by obudzić się jako zupełnie nowy lis. 

Gdzieś między książkami ważnymiimniejważnymi leży stary zeszyt. Prawie cały zapisany, w wielu miejscach zamazany, gdzieniegdzie blaknie tusz. Dalej jednak ma puste strony, zachowane na wszelki wypadek. By można było wrócić do niego. Gdy świat zrani za bardzo, on nadal będzie stałym punktem. Od lat tak jest.

To był zły tydzień. Dawno nie było tak złego tygodnia. Każdy pojedynczy dzień przynosił mi coraz gorsze wieści. To nie jest normalne, to nie jest nawet możliwe. Jakim cudem w tak krótkim czasie może się zadziać tyle złego? Jak sobie z tym radzicie? Zachowuję stabilność psychiczną, funkcjonuję, działam, robię co do mnie należy. Nie pozwalam samej sobie doprowadzić się do ruiny. To dobrze. To dobrze? Nie lepiej byłoby dać sobie wycierpieć od razu, a nie czekać aż maska popęka w zupełności?

Nie mogę tylko zebrać się w całość, gdy już się rozpadnę. Za każdym razem gubię jakiś fragment.

Ciężka jest ta droga do szczęścia. Łatwiej się żyje będąc nieszczęśliwym, pogodzonym z wszystkim co się może zdarzyć. Teraz się nie godzę, ale świat o to nie pyta. Kłoda za kłodą.

I’ll just sit here in my hotel room
I’ll just sit here in my rented tomb
I’ll just sit, enjoy the view
I’ll just sit and watch the world go 


Dajcie mi norę, w której mogę się schować. I nie dajcie dostać się tam czarnym chmurom. Uciekły, skubane, z nieba i szukają wolnej głowy!

niedziela, 13 września 2015

I światła szarego blask sączy się senny... - jesień.


Niby jeszcze nie jesień, a już jak jesień. Choć chodzą głosy, że upały mają wrócić, co przyprawia mnie z marszu o migrenę... Ale kocham jesień, kocham upały, zniosę więc jakoś te zmiany pogodowe. 

Coś mnie delikatnie kłuje w sercu, kiedy myślę o tej porze roku. Więcej myśli wpada do głowy i wierci dziurę, aż człowiek poważnie ich nie przeanalizuje. Więcej smutku wkrada się cicho pod kołdrę, kiedy chce się zasnąć. Więcej niepokoju, a jednocześnie więcej stabilności. Jest spokojnie i z tego spokoju pewnie się nie raz jeszcze w przeciągu następnych paru miesięcy rozpłaczę. Bo tak mam, płaczliwe babsko ze mnie, wzruszam się jak głupia. 


I kocham jesienną Warszawę, kocham jesienne lasy, a przede wszystkim kocham jesienny Ursynów. Pewnie wielu się tym widokiem nie zachwyca, a mimo to moim ulubionym zajęciem jesiennym jest siedzenie na pobliskiej górce z psem i muzyką w słuchawkach. Obserwowanie życia, spokoju, harmonii. Na jesień park pustoszeje i można w spokoju pomyśleć. O ile na co dzień nie zastanawiam się 'co u mnie' to chyba tylko tam uświadamiam sobie jak szczęśliwą lisicą jestem ;)

Powietrze jest już takie jesienne, ciężkie, dymne. Ulubiona trasa rowerowa mieni się już pięknymi barwami. Kalosze także były już parę razy na nogach. I w kuchni jakby więcej herbat. Jeszcze tylko grubego swetra brak i kraciastego szalika.



Nawiasem, nie ma chyba innej pory roku z tak słabym PR-em co jesień ;) Co się stało z dziecięcym kojarzeniem jesieni ze skakaniem po kałużach, zbieraniem kasztanów i kolorowych liści? Wszędzie tylko jesienna depresja i jesienna depresja.

Nie dajcie się, jesień jest super :)

czwartek, 3 września 2015

Ulubieńcy sierpnia!



Jestem strasznym lamusem i nie mogę znaleźć czasu na napisanie czegoś, a nawet jak coś już wysmaruję to mi się nie podoba i usuwam. No, ale czas napisać coś konkretnego- bo mi się sesja poprawkowa zbliża, więc idealny moment, żeby wrócić na bloga :D Zapraszam więc na ulubieńców kosmetycznych i niekosmetycznych sierpnia! 

środa, 22 lipca 2015

Szamponetka Delia Cameleo - 3.0 Ciemny brąz



Całe wieki temu przy okazji pisania notki Szamponetka Delia Cameleo - 7.4 Rudy  wspominałam, że nakładam też czasem ciemny brąz z tej samej serii i jakoś od tamtego czasu nałożyłam ją cały jeden raz i to w czasie sesji, więc nie miałam głowy do internetu.

Dziś nastąpił dzień, w którym ciemny brąz znowu zagościł na mojej głowie. Często mam odpały, że chcę wrócić do naturalnego i ta szamponetka pozwala mi się uspokoić.. na jakiś czas :)

A oto i efekty...


wtorek, 21 lipca 2015

Pixelowy top filmowy


Nocne kino domowe w mojej Narni :D

Było już o książkach*, teraz czas o filmach. Ostatnio niestety jestem trochę w tyle z filmami- choć pochwalę się, że w weekend udało mi się obejrzeć nawet dwa! Jednak zazwyczaj czas mi nie pozwala, a z chłopakiem oglądamy raczej seriale. Nawet jak zdecydujemy się na oglądanie filmu, to zanim jakiś wybierzemy to mija tyle czasu, że ostatecznie oglądamy kolejny odcinek serialu ;)

*lista książkowa wymaga uaktualnienia, bo wpadło tam jedno dzieło, w którym się zakochałam, ale to zasługuje na oddzielny post:)


Ogółem moja lista ulubieńców jest dość stała od dłuższego czasu i filmy, które do nich wliczam katuję po kilkadziesiąt razy. Serio, to nie przesada. Czasem nawet ulubiony film puszczam sobie zamiast muzyki i brzęczy sobie w tle do innych czynności. To chyba nie do końca normalne ;)

Nie przedłużając- zapraszam do czytania :) 

poniedziałek, 20 lipca 2015

Nieudane farbowanie- co teraz?

Hejka! Słowem wstępu- blog zmienił nazwę z dziennikpaniczny na hejkapixel- pod tym nickiem można mnie znaleźć w większości miejsc. Zakładając bloga chciałam by był on totalnie anonimowy, jednak moja japa prosi się, żeby na nim występować, więc nic nie szkodzi na przeszkodzie, by i blog był podpisany codzienną ksywą ;)


Problemem mojego życia jest to, że ciągle się miotam pomiędzy byciem rudym lisem, a włosamiwkażdyminnymkolorze. Po paru miesiącach męczarni, żeby zejść na ładny blondzik, pofarbowałam się ponownie na rudy :D Niestety moja ukochana farba odeszła w zapomnienie, więc nie pozostało nic innego jak tylko szukać nowego ulubieńca. Wybór padł na farbę Garnier Color Naturals w kolorze Miedziany blond iiiiiiiiii to był błąd. Kolor wyszedł czerwono-różowo-pomarańczowy. Bardziej w stronę czerwono-różowego.

Dziękibogujestwizaż, szybkie pytanie jak skutecznie wypłukać kolor- jedna z dziewczyn poleciła mi męskie szampony. Zakupiłam więc żel do mycia ciała i włosów SKINO wyprodukowany dla Biedronki, bo ten sklep był mi najbardziej po drodze.


Żelem tym myłam włosy przez jakieś 3 tygodnie i o dziwo kolor wypłukał się zupełnie, zostawiając mi blond z rudą poświatą ;) Niekoniecznie o taki efekt mi chodziło, jednak stało się to zupełnie bez boleśnie dla moich kudłów, nic się nie przesuszyło- ba, wręcz włosy były milsze niż po większości używanych przeze mnie delikatnych szamponów. Załączam skład- domyślam się, że nie zachwyca, bo to zwykły SLSiak, ale moje włosy dobrze się z slsami dogadują, więc nie demonizuję ;)


Jeśli więc kolor uzyskany przez Was przy farbowaniu was nie zadawala- mogę z czystym sumieniem polecić Wam tego cudaka z biedronki ;) Zawsze to lepsze rozwiązanie niż nałożenie na nie rozjaśniacza, potrzeba tu tylko trochę cierpliwości i czasu. Razem ze mną używała go moja mama i po jakimś czasie co chwilę zaczęła dostawać pytania czym farbowała włosy :D 

Aktualnie myję włosy odżywką, ale pewnie wrócę do niego przy kolejnych farbowaniach- nie lubię rudych żarówek na łbie i zawsze z niecierpliwością czekam, aż kolor się wypłucze do naturalnych rudości.

Kosztuje około 5-6 złotych i ma genialne otwarcie, jaram się :D No i zawsze można go potem użyć jako normalny żel do mycia ciała ;)

Pozdrawiam,
Pixel!

czwartek, 25 czerwca 2015

O kolejnych szansach i wywalaniu ludzi ze swojego życia

Miał być miły, przyjemny tekst o moim filmowym topie, życie jednak podsunęło mi temat zgoła inny.

Gdziekolwiek nie wejdziesz każdy podsuwa Ci myśl, że trzeba dawać druga szansę, że ludzie popełniają błędy. O ile jest to jedna szansa to jasne, jestem za, nie lubię skreślać ludzi od razu, choć szczególnie nie mam parcia do utrzymywania kontaktów z jak największą ilością ludzi- wystarczają mi moi najbliżsi i gromada zwierząt dookoła. Inna sprawa, że często tę drugą szansę dawałam w ilościach niezliczonych. Czemu? No bo każdy popełnia błędy. I tym sposobem niezliczoną ilość razy strzelała mnie cholera, gdy osoba po raz kolejny zrobiła coś za co co najwyżej mam chęć dać po mordzie. Agresja jest zła, więc po mordzie nie daję, pochodzę parę dni wkurwiona i wracam do porządku dziennego. Aż do kolejnego razu. I tak w kółko. 

No i po jakimś czasie w głowie zaskoczyły mi odpowiednie trybiki. Moje nerwy są ważniejsze niż niektóre znajomości.

Miałam kiedyś "przyjaciółkę". Od prawie już dwóch lat nie zamieniamy nawet słowa. To nie tak, że czas z nią spędzony wspominam źle, bo były fajne momenty. Jednak nie muszę się teraz martwić, że jeśli nie znajdę dla niej czasu to się obrazi. Bo się nie widziałyśmy od wczoraj, a nie wspominałam, że mam inne plany. Dobra! Idź sobie gdzie chcesz, daj znać jak będziesz miała czas w końcu dla mnie! Na rzyg mnie bierze jak sobie pomyślę ile czasu to tolerowałam. Oczywiście kiedy ja potrzebowałam spotkania to czasu nie było. Za to był czas na notoryczne kłamstwa i inne szmery bajery.

Finalnie obraziła się na mnie na śmierć, za jakieś gówno. No trudno. 

Dużym plusem tej znajomości było to, że nauczyłam się, że nie zawsze warto walczyć o kogoś. Jasne, są znajomości, dla których zrobię dużo, żeby je utrzymać, bo nawet w najlepszych relacjach zdarzają się jakieś spiny.

Jeśli jednak poczujecie, że ktoś może być w stosunku do was nie w porządku- odpuście. Świat się nie zawali, jeśli będziemy mieć o jedną mniej osobę w kręgu znajomych, a dla naszych nerwów zrobi to różnice. Nie tłumaczcie się, czemu tak zdecydowaliście. Dobrze jest pozbyć się ze swojego świata czynników, które mogą nam skutecznie humor psuć. Jeśli ktoś już na początku bywa niezbyt w porządku, to to się będzie powtarzać. Częściej niż myślisz.

No bo bez jaj, relacje mają nam urozmaicać życie, a nie paletę wkurwienia i nie możemy czuć się źle z tym, że przestajemy z kimś gadać.


I jeszcze jedno dodam
Bo to ważna rzecz.
Chciałbym podziękować wszystkim
Sprawiającym, że
Moje życie jest namiastką cudownego snu.
Burak niech się żółcią krztusi
No i dobrze mu.



Pozdrawiam!

niedziela, 10 maja 2015

Maj, majowo, o maju- cele, chciejstwa i trochę innych tematów


Maj cyrkuje i jest pogodowo kapryśny, ale mam za dużo do zrobienia, żeby się tym przejmować :) Miesiąc zaczął się bardzo przyjemnie, bo po obijaniu się pierwszego dnia, drugiego wyruszyliśmy posiedzieć ze znajomymi na plaży, a potem na genialny koncert Pablopavo (uwielbiamuwielbiamuwielbiam, ogólnie dziwnie się wyróżnia na tle muzyki jaką słucham, ale zalicza się do mojego TOP3 muzycznego). Z innych ciekawych aktywności tego miesiąca:


Byłam na wyjeździe terenowym w Kozienickim Parku Krajobrazowym. Łapaliśmy, ważyliśmy, mierzyliśmy (i wypuszczaliśmy z powrotem na wolność) żaby, traszki (jedna grzebieniasta!) i jaszczurki :D Taka zabawa, ale nie narzekam, było całkiem okej, choć wiem już, że kalosze raczej nie zostaną moim ulubionym butem.

Zaczęłam także praktyki studenckie w psim salonie pielęgnacji, więc przez najbliższy długi czas będę poznawać tajniki dbania o psiska oraz działania hodowli. Jaram się trochę jak głupia, ale co poradzić, jestem typową psiarą :)


Cele na ten miesiąc



Ogólnie nie będę ukrywać, że maj upłynie mi pod szyldem psim, bo ssaki te zajmą mi pewnie większość czasu, a już od lat w harmonogramie dnia są u mnie na pierwszym miejscu. Oczywiście, znajdzie się miejsce na jeszcze inne rzeczy, a przynajmniej mam taką nadzieję :D Prezentuję więc główne cele:

1.Zająć się psojem w kwestii przemieszczania się komunikacją miejską. Zresztą futro moje to temat na dłuższą notkę, którą zresztą mam w planach :)

2.Przeczytać książki szkoleniowe, które mam w domu.

3.Wyjść na dwór w sukience! To przykre, ale to dla mnie wyzwanie. Kupiłam sobie jedną i się nią zachwycam, ale w każdym dniu wynajduję jakieś cośnietaknadworze i jej nie zakładam- najczęściej oczywiście argumentem są psy...:D

4.Wyprzedać niepotrzebne rzeczy z domu- książki, ciuchy itp.

5.Przypomnieć kundlowi, że jest różnica między leżeć, a waruj, ciągle mamy z tym problem niestety :(

6.Biegać, biegać, biegać. Nawet sobie nowe buty kupiłam do biegania, ale ostatnio czas sparaliżował mi to postanowienie :(



Chciejstwa majowo-czerwcowe


1. Piękna bluza medyczna w psiaki, zakochałam się w nim totalnie. W kwestii medycznej mi się nie przyda, bo jednak siedzę na hodowli i ochronie zwierząt, ale nikt mi nie zabroni chodzić na praktyki w takim cudaku :D Dostępne tutaj <klik>, fajna alternatywa dla zwykłych jednokolorowych fartuchów :)

2. Hakuro H50, od długiego czasu nakładam podkład jakąś jajko-gąbeczką i jestem zadowolona, ale stara baba jestem i to wstyd nie spróbować  z pędzlem, więc chcę!

3. Aktualna szczoteczka jest u kresu swoich dni, a owa pani ze zdjęcia jest przyjazna dla środowiska, a kosztuje około 13 zł, więc warto nie być pałką dla swojej planety i chociaż szczoteczkę wymienić na biodegradowalną ;)

4. Opowiadania Zdziśka Beksińskiego w formie papierowej. Na komputerze mam je od dawna, ale jednak co papier to papier. Kocham Beksińskich!

5. Early Sunrise z Yankee Candle, marzy mi się ten zapach od dawna i możliwe, że w przyszłym tygodniu trafi do mnie sampler. Jak znam życie, to będzie okropnie śmierdział, bo jaram się nim na nosową odległość już dość długo, a to zawsze tak jest :D

6. "Mroki" Jarosława Borszewicza, przeczytałam tyle cudownych cytatów z tej książki, że koniecznie muszę pochłonąć całość.

7. Kaganiec dla kundliszcza, najzwyklejszy, potrzeby nam będzie tylko do komunikacji miejskiej właściwie. Problemem jest znalezienie czasu, żeby dotargać psa na piechotę do zoologicznego, w którym kagańce są i można wejść z psem, bo to godzina w jedną stronę..;)


I ostatnia piękność, zasługująca na oddzielne zdjęcie:


8. Tęczusiowa obróżka z DogStyle <klik> , nie muszę tłumaczyć czemu, jest piękna :D



To by było na tyle dziś, mam nadzieję, że ktoś dotrwał do końca :)
A jak Wasze plany na najbliższy miesiąc? :)

Trzymajcie się ciepło :)

sobota, 25 kwietnia 2015

Co kupiłam w czasie aktualnych promocji w drogeriach?




Jestem typową kobietą i od cholery kasy przewalam na zakupy kosmetyczne,  a już szczególnie kiedy mam okazję zrobić to taniej ;) zapraszam więc do przeglądu kosmetyków,  które wpadły mi do koszyka przy okazji aktualnych promocji. 

NATURA:

   
My Secret, MATT eye shadow- miałam już wcześniej cienie z tej serii i byłam z nich zadowolona, więc liczę, że z tymi będzie tak samo. Teraz wzięłam kolory stricte wiosenne, które fajnie wyglądają razem na oku. Nie wiem jeszcze jak będzie z trwałością, bo na razie użyłam ich raz i za jakieś 2h zmyłam, bo szłam spać ;)

My Secret, VOLUME plus mascara- wzięłam, bo niska cena, a chciałam zobaczyć czy brąz w tuszach jest jakoś widoczny na oku. Aplikacja jest wygodna, raczej się nie obsypuje, ale jakiegoś efektu wooow nie ma, dużej różnicy między brązem, a czernią też nie zauważam. Moje rzęsy są naturalnie długie, więc mi pasuje, bo lubię mieć je delikatnie podkreślone, ale jak ktoś ma liche rzęsy to raczej nie będzie zadowolony. Ja sobie nim utrwalam też brwi po pomalowaniu ich cieniem i w tej roli sprawdza się bardzo fajnie.


Essence, all about matt!, fixing compact powder- to moje kolejne opakowanie tego pudru, moją cerę matuje na długo, ale muszę zaznaczyć, że raczej nie mam problemu ze świeceniem. Nie bieli, ale znowu tu muszę dodać, że jestem bledziochem i może u ciemniejszej karnacji sprawa wyglądałaby inaczej. Jego minusem jest to, że strasznie się kruszy przy użytkowaniu, ale mimo to jest w mojej pudrowej czołówce. 

Rimmel, Lasting Finish Lipstick by Kate Moss- mój kolor szminki to 32, ładnie się rozprowadza, nie wychodzi poza kontur ust, no i ma kolor, którego szukałam od dawna, ale jest okropnie nietrwała i ściera się przy samym mówieniu, wielka szkoda!


Catrice, Ultimate Nail Lacquer- wzięłam kolor 86 (S)wimbledon. Lakier ma fajny pędzelek, dobrą konsystencję i jedna warstwa daje już dobre krycie. Początkowo mogą się pojawiać smugi, które po chwili się zlewają. Dobrze się trzyma, a moje paznokcie to kutafon i na nich wszystko się obkrusza po chwili noszenia. Fajny cudak, polecam!


ROSSMANN:


Bourjois, 123 Perfect - kupiłam odcień najjaśniejszy, teraz jednak myślę, że będzie za ciemny, więc liczę, że chociaż nie będzie ciemniał i zużyję go jak złapię trochę opalenizny, albo do mieszanina z innym, który mam w domu i okazał się za jasny.

Bell HYPOallergenic, Anti-Redness Primer- baza na zaczerwienienia, narazie ciężko mi coś o niej powiedzieć, bo użyłam dziś jej pierwszy raz, ale w przeciwieństwie do większości zielonych korektorów, po rozsmarowaniu na twarzy, zieleń znika zupełnie ;) zaczerwień też narazie nie widać, a mam go już około 6h. Zobaczę jak jeszcze się zachowa z innymi podkładami, ale zapowiada się ok.

 Revlon, ColorStay- wzięłam odcień Buff i kolorem jest to strzał w dziesiątkę :)

 

Lovely, Gold Highlighter- ładnie wygląda na twarzy, nie jest mega złoty, raczej neutralny, jeśli się wahacie czy brać to bierzcie :)

Wibo, 4IN1 Concealer Palette- spodziewałam się bardziej tępej konsystencji, ale ta, która jest bardziej mi się podoba. Z zielonym się raczej nie dogadam, ale z resztą raczej spoko. Bardzo dobrze sobie radzi z moimi workami pod oczami, do niedoskonałości raczej niezbyt, szczególnie, że używając punktowo ciężko go stopić ze skórą. Muszę jeszcze pobawić się ciemnym beżem do konturowania, ale chyba mi się nie przyda, bo lubię wyglądać trupio :D

 

To tyle. Wzięłam jeszcze rozświetlacz z lovely w wersji silver dla mamy i dwa róże też dla niej. Chcę jeszcze się rozejrzeć za Healthy Mix z burżuja, ale aktualnie nigdzie nie mogę go znaleźć w najjaśniejszym odcieniu.

A Wam co się udało kupić?:)

niedziela, 19 kwietnia 2015

Zieleń się na wiosnę :)



Wiosna w tym roku się mocno opierdziela i poza chwilowymi przebłyskami ciepła- żyjemy w zimnie i ciągłej szarówce. Nawet szczególnie nie zdziwiło mnie, gdy wyjrzałam przez okno wczoraj rano i zobaczyłam padający śnieg.. ;) Dziwi mnie za to brak zieleni, drzewa dalej szaro-bure, mało co kwitnie, mam wrażenie, że w tamtym roku prezentowało się to lepiej. 

Staram się jednak nie załamywać pogodą i działać, działać, działać! Poza początkiem roku, wiosna jest chyba najlepszym momentem do wprowadzenia zmian do swojego życia. Przychodzę więc z krótką propozycją rzeczy do zrobienia wiosną.



1. Zacznij biegać! Nawet, jeśli twierdzisz, że biegać nienawidzisz, bo lata szkolne wpoiły Ci, że to okropna czynność i tylko masochiści robią to dla przyjemności ;) Naprawdę da się wkręcić, a jaka satysfakcja jak się chociażby dobiegnie do autobusu bez zadyszki :D

2. Baw się z kolorem- nieważne, czy to będzie ubiór, makijaż czy włosy. W radosnych barwach nawet kwietniowa pogoda nie jest straszna :)

3. Powywalaj milion bezsensownych rzeczy, które trzymasz z sentymentu lub z pewności, że jeszcze kiedyś ich użyjesz ;)

4. Zmień coś w swoim pokoju/mieszkaniu, nawet jakieś drobne szczegóły.

5. Wyjmij rower! Jak zaczniesz teraz śmigać, to może w wakacje będziesz w formie, żeby wybrać się w jakąś dalszą podróż rowerową? :)

6. Jeśli w okolicy masz jakieś schronisko, dowiedz się czy nie potrzebują pomocy- nie dość, że się przewietrzysz i będziesz przebywać na świeżym powietrzu, to jeszcze uszczęśliwisz nawet na chwile jakieś czworo-bądźmniej-nogi :)

 7. Dowiedz się czy w Twojej okolicy organizowane są spacery, mające na celu zapoznanie się z miastem- zdziwisz się ile ciekawych miejsc mijasz codziennie, nie wiedząc nic o ich historii.

8. Zasadź kiełki, polepszą wartość odżywczą i walory smakowe wiosennych dań :)

9. Zainwestuj w dobre buty- im cieplej na dworze, tym chętniej wychodzimy, więc powinno się zadbać o swoje stopy i nie wyskakiwać w trampkach na długie trasy- nogi za to podziękują! Jak nie teraz, to za jakiś czas.

10. Zadbaj o jakość myśli- jak masz się dołować, że zimno, że nie ma co robić, że pogoda zmienna, nie wiadomo jak się ubrać itp, to najlepiej od razu połóż się do trumny i czekaj na koniec tej męczarni :D Pozytywne nastawienie, kochani!


U mnie zmiany dopadły póki co kolor moich włosów i długość psich :) Moje kundlisko ma tendencje do zarastania i wyglądania jak mop do podłogi :D



A Wy macie jakieś specjalne plany na wiosnę? :) Chętnie się dowiem!

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Zanim przytargasz szczury do domu...



Kolejny szczurzy post, ale co ja poradzę, że moje życie praktycznie kręci się wokół tych zwierzaków :) Problemem tych gryzoni jest zdecydowanie to, że ludzie rzadko kiedy postrzegają je jako bardzo wymagające zwierzaki. Potem przeglądam serwisy z ogłoszeniami i trafiam na ogłoszenia pt. "oddam szczura z dużą klatką', bo nietowarzyski, bo agresywny, bo się znudził. Oczywiście "duża klatka" wymiarami nadawałaby się może dla zwierzaka rozmiarów muchy. Ludziom często się wydaje, że to takie proste w obsłudze stworzenie, które w dodatku od pierwszego dnia w nowym domu, będzie ich najlepszym przyjacielem. Zbierzmy więc w punkty parę faktów, o których przyszły właściciel powinien wiedzieć.


1. Szczury są zwierzętami silnie stadnymi, więc konieczne jest przygarnięcie dwóch tej samej płci albo wykastrowanych osobników. Nie, człowiek nie zastąpi szczurowi kompana, nawet jeśli będzie z nim siedział 24h/dobę. I nie, niewykastrowany samiec z niewykastrowaną samiczką nie mogą się 'odwiedzać' na wybiegu- zapłodnienie to sekunda. Jeśli nie możesz mieć dwóch szczurów, nie bierz żadnego. 

Osobiście jednak przychylam się do opcji trzech szczurów jako niezbędne minimum, chociażby dlatego, że trudno dwa szczury nazwać stadem ;)


2. Minimalne wymiary klatki dla dwójki wynoszą: 70x40x60, więc nie takie hop-siup, jeśli chodzi o umieszczenie jej w pokoju. Ważne jest też umeblowanie- nawet duża klatka z trzema pięterkami na krzyż będzie dla szczurów za mała, bo szczur nie będzie miał jak z tej przestrzeni korzystać. Poleca się wszelkie hamaki*, półki, koszyki, sputniki, rury, kartony itp. Im więcej tym lepiej :)

*nie trzeba od razu kupować zestawu szytych mebelków, u naszych szczurów jako hamaczki służą pocięte koce polarowe (około dychy w auchanie, realu), albo jakieś stare ubrania- ogranicza Cię w tej kwestii tylko wyobraźnia :)

3. Nie kupuj, adoptuj! Chyba, że z zarejestrowanej hodowli. Podpowiedź: zarejestrowane hodowle raczej nie ogłaszają się na olx jako hodowla domowa;) nie daj się naciąć na pseudo. Ten sam szajs co zoologik. Warunki w zwierzęcych hurtowniach wołają o pomstę do nieba, nie wspieraj tego interesu.


4. Szczury potrzebują codziennych wybiegów. Duża klatka wybiegu im nie zastąpi ;) Szczury mają duże potrzeby poznawcze, są strasznie ciekawskie, więc długie wybiegi są potrzebne, żeby mieć szczęśliwe ogony.


5. Nie, szczurom nie są potrzebne spacery na dworze. Nie ma co o tym dyskutować, to tylko stresuje zwierzaka.


6. Szczury to worek bez dna jeśli chodzi o wydatki. O ile wykarmić dzieciarnię można całkiem tanio (polecam Vilmie z zooplusa- 10 kg za około 70 zł, a karma dobra), to w przypadku ewentualnej choroby generują nieraz ogromne koszta. Zastanów się, czy będzie Cię stać na wyłożenie nagle paru stówek, szczególne, że u szczurów potrzebna jest super szybka reakcja jak zaczną chorować. My w styczniu za leczenie zapłaciliśmy około tysiąca w tydzień, a dużo osób z szczurzych grup* wydało często jeszcze więcej. W dodatku szczury to bardzo chorowite zwierzęta.


7.*Szczurze grupy na fb to kopalnia wiedzy, tak samo jak wszelkie fora. Warto tam siedzieć.


8. Zorientuj się, czy w okolicy przyjmuje jakiś weterynarz znający się na gryzoniach- jeśli jesteś z Warszawy polecam Pulsvet.



To tyle jeśli chodzi o szczurze podstawy. W praniu wychodzi jeszcze więcej fantów. Jak chociażby to, że szczury uczą nowego poczucia estetyki- pogryzione jest piękne ;)


Jeśli ktoś miałby jakieś pytania, wątpliwości- pytajcie, chętnie odpowiem :)

niedziela, 5 kwietnia 2015

Prosty sposób na trzymanie się swoich celów i nie rzucenie ich w cholerę


Przyszedł kwiecień i pewnie większość zapomniała już, że na przełomie 2014/1015 roku postanowili wprowadzić jakieś zmiany do swojego życia :) Ja przez długi czas zapominałam o tym jakoś pod koniec stycznia.O ile, oczywiście, jakiekolwiek postanowienia robiłam- no, bo po co coś wymyślać, jak i tak nigdy nie wychodzi. 

W tym roku przy zakupach szkolnych -jestem studentką, a zeszytowo-pisakowo obkupiłam się jakbym zaczynała podstawówkę ;)- wpadł mi w ręce duży zeszyt w kolorowe pasy i od razu postanowiłam, że przeznaczę go na jakieś ważne dla mnie sprawy. Został więc moim małym pomocnikiem w dążeniu do celów. Pierwsze strony poświęcone są na spis rzeczy, które chcę dokonać- wszystko kolorowymi cienkopisami, żeby nastrajało mnie pozytywnie :) W dalszej części każdy podpunkt ze spisu ma swoją stronę, na której zapisany jest on i kroki, które muszę przedsięwziąć, by zrealizować swój cel- a po realizacji dopisuję datę wykonania, ewentualnie dołączam zdjęcie. 

Polecam spisywanie swoich postanowień, łatwiej się dąży do czegoś co ma się na piśmie, bo trudno się wykręcić, że chciało się to zrobić :) 

Przechodząc do tego, co zapowiada tytuł: Często porzucamy cele, bo minął miesiąc, dwa, trzy, pół roku itd., a my nie zrobiliśmy zupełnie nic. Denerwujemy się, że nie możemy się zmotywować, nie możemy znaleźć czasu, a tyłek nadal wielki, nowy język nie zaczęty, a na samochód odłożone całe trzy dyszki. Bądź -wręcz przeciwnie- zapierdzielasz jak dzik, a cel jakby się oddala. Wyluzuj. Odłóż to. Nie zrobisz tego dziś, jutro też jest dzień. Nie musisz tego w sumie robić nawet w tym roku, czy w następnym. Założeniem mojego sposobu jest bezterminowość postanowień. Nigdzie nie mam wskazane, że tłuszcz muszę spalić do wakacji, więc nie będę mieć do siebie wyrzutów, jeśli w lipcu wyskoczę z galaretką na brzuchu, mogę się zabrać za sadło w zimę ;) Nie wkurzam się, jeśli w danym miesiącu do mojej psiej skarbonki nie dorzucę części kasy na mojego BC- dorzucę więcej w przyszłym miesiącu. Nie czując na sobie presji czasu, nie rzucam postanowienia w cholerę, jeśli jestem w połowie drogi, a czas mi się kończy. Bo nie zdążę, co teraz, nie ma sensu zabierać się za cokolwiek, bo nigdy nie zdążę zrobić tego na czas. Czas to okropne ograniczenie. To tak, jak wtedy, gdy w szkole pisało się test, a nauczyciel wisiał nad Ci nad głową i gapił się w kartkę. Presja zatrzymuje działanie.

Odkąd postanowienia robię 'na najbliższy czas'/'zbliżające się lata' realizuję ich o wiele więcej. Co chwilę skreślam kolejną pozycję w moim spisie, to motywuję do dalszego działania. Działam, bo chcę, bo lubię i nie muszę mieć sobie za złe, kiedy nie chcę ;) 

A jakie są wasze sposoby na sprawną realizację postanowień?:)

niedziela, 29 marca 2015

Sezon rowerowy czas zacząć!


Kocham sezon rowerowy! Słońce, zieleń,  słuchawki na uszach i w drogę :) Oczywiście dobre towarzystwo też jest świetne, ale osobiście lubię się czasem urwać na rower sama, chociażby do lasu ze zdjęcia niżej  :) Dzisiaj też szykuję się z chłopakiem na rowerową wycieczkę, może tym razem uda mi się dotrzeć na miejsce katastrofy lotniczej w Lesie Kabackim w Warszawie, ostatnim razem niestety się zgubiłam ;) Zanim jednak wyturlam się z domu, chciałabym poruszyć parę (dość oczywistych, aczkolwiek ciągle olewanych..) spraw, które ułatwią życie wszystkim w okół :)






1. Pamiętajmy, kochani, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny!

2. Chodnik dla pieszych, ścieżka rowerowa dla rowerów. 
Niby proste, ale masa ludzi chodzi we własnym świecie, drepcząc radośnie po złej ścieżce, burząc się jednocześnie, jak zadzwoni się na nich dzwonkiem ;) Dodam jeszcze, że to, że masz kółka nie oznacza, że jesteś rowerem. O ile ludzi na hulajnodze, rolkach czy desce rozumiem na rowerowej, to kobiety z wózkiem mnie strasznie dziwią. No, ale cóż.

3. Rowerzysto jadący w grupie znajomych! Ścieżka nie jest tylko dla Was, są też inni rowerzyści i jeśli chcecie jechać obok siebie to należałoby ogarniać czy przypadkiem ktoś nie chce przejechać ścieżką, jadąc z naprzeciwka. Osobiście mam ochotę ubić również ludzi rozwalonych na całą rowerową, jadących tempem wolniejszym od mojego chodzenia i bez zamiaru zjechania, kiedy muszę ich wyprzedzić. Nawiasem- szacun! Ja jadąc tak wolno mam okropne problemu z utrzymaniem równowagi.

4. Błagam, jeśli ktoś szybciej jadący Cię wyprzedzi, ale zrównacie się czekając na zielone światło, to nie pchaj się znowu przed tę osobę. 

5. Kolejna oczywistość, ale przypominam o oświetleniu roweru! Naprawdę, nie jest łatwo szybko dostrzeć rower, nawet jak jest szarówka. 


To takie podstawy, ale stosujmy się do nich i każdemu będzie się lepiej poruszało po mieście. Ok, ja uciekam na rower :) 

A co Wam najbardziej przeszkadza w ruchu rowerowym? 
Pozdrawiam!