niedziela, 28 września 2014

Jesień- jak Cię pokochać?


Całe lata byłam wrogiem nr 1 tej pory roku, jednak od zeszłego roku staram się jesień polubić. Nie ma sensu marnować trzech miesięcy na denerwowanie się na pogodę, skoro i tak nikt na nią wpływu nie ma. O dziwo, okazuje się, że jesień ma naprawdę wiele plusów, kiedy nie bluzga się na nią co krok :P Co między innymi pokochałam w jesieni? 


1. Można poczuć się jak dzieciak i pozbierać kasztany! Świetna zabawa, szczególnie jak znajdzie się takie cudo w łupince, na które trzeba nadepnąć i dopiero wtedy wyskakuje kasztan. My już nazbieraliśmy tyle, że z 20-30 jelonków powinno z nich wyjść, choć zastanawiam się nad ciut doroślejszą dekoracją :D

2. Jesień jest bardzo harmonijną porą roku. Od żadnej innej nie bije taki spokój. W zeszłym roku miałam w zwyczaju siadać na górce w pobliskim parku i obserwować jakie wszystko jest powolne. Nie ma już szalejących dzieci, masy rowerzystów i spacerowiczów. Jest cicho, można popatrzeć na drzewa i leniwie przemieszczające się postacie z psami przy nodze. 



3. Idealna pora roku dla rudzielców, ten kolor włosów wygląda wtedy najpiękniej :)

4. Choć jestem fanką herbaty przez cały rok, na jesień od razu przyjemniej mi się ją pije. Z książką w ręku, piżamce, papuciach na nogach, czapie na głowie i pod kocykiem. Świat mógłby wtedy przestać istnieć, a ja nie zwróciłabym na to w ogóle uwagi.

5. Ten punkt nie zabrzmi wcale jak plus, ale nim jest i -od kiedy wygrzebałam się z depresji - doceniam to niesamowicie. Jesień jest smutna. Nie jest to taki smutek, jaki odczuwałam kiedyś. To spokojny, melancholijny moment zadumy, taki który nie niszczy człowieka wewnętrznie. Uwielbiam to uczucie. Puszczenie mniej optymistycznej muzyki, patrzenie w okno i myślenie o wszystkim. Chwilowe przygnębienie. Kocham być radosna, ale te momenty mają dla mnie naprawdę duże znaczenie, bo właśnie wtedy naprawdę doceniam wszystko, co mnie otacza. Patrząc na to, jak wszystko przemija.


Początek jesieni zapowiada się póki co pozytywnie. Jest ciepło, jest pięknie. W październik wejdę z uśmiechem na twarzy. Mimo, że dużo w moim życiu się zmieni. Czy na lepsze? Zobaczymy. 

Na tę kolorową porę roku życzę wszystkim szczęścia, mało narzekania i zatrzymania się na chwilę, żeby przyjrzeć się światu, póki listopad nie zaleje go deszczem. No bo w końcu listopad- niby nic, ale wiadomo świata koniec... :)

Tulę mocno!

wtorek, 16 września 2014

Do zobaczenia po drugiej stronie Tęczowego Mostu, Maleństwa...

Długo nie pisałam, bo wakacje pochłonęły mnie do reszty i rowerowo spędzałam czas. No, ale do rzeczy...

Wrzesień, choć jeszcze się nie skończył, jest dla mnie wyjątkowo trudnym miesiącem. Odeszły ode mnie moje dwa skarby, moje szczurze oczka w głowie. Nie mam siły o tym mówić, muszę więc o tym napisać. Muszę przelać myśli, póki jeszcze płyną, póki mnie to nie przyblokowało. 



3 września pomogliśmy zasnąć naszemu Syriuszkowi. Niestety zachorował, walczyliśmy o niego, do czasu gdy na jego pysiu zobaczyliśmy tyle cierpienia, że nie mogliśmy go ciągnąć dalej.. To byłby kaprys, żeby przedłużyć jego życie o parę dodatkowych dni, może godzin...


Zaledwie parę dni później, bo 13 września, niespodziewanie odeszła od nas Marcycha. To był moment, biegała z resztą dziewczyn, a potem...To był moment... Nie mieliśmy szansy, żeby jej pomóc...

Pękło mi serce. Na tyle kawałków, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Wrzesień jest dla nas okrutny. Cierpimy my, cierpią nasze maluchy. Po każdym na inny sposób. Syrek dał nam trochę czasu- minimalna ilość, ale zawsze- na przygotowanie się, na pożegnanie. Z Cyśką nie mieliśmy takiej okazji.. I o ile o Syrku mogę myśleć jako o naszym dzieciaku za TM, to Marcysia dalej jest.. Dalej jest obok, zniknęła tak niespodziewanie, tak szybko, że wciąż nie przyjmuję tego faktu to wiadomości...Patrząc na klatkę dziewuch, myślę, że Cycha gdzieś się chowa, że zaraz wyjdzie. Piosenki śpiewane w głowie dalej wypełnione są Marcysią, żarty dalej krążą w okół niej i ciągle łapię się na gadaniu o niej w sposób taki jakby nadal żyła. 

W klatkach jest rozłam. Zabrakło spoiwa. Zabrakło tej dwójki, która oba stada łączyła w całość.

I gryzę mocno, gdy ktoś mi mówi, że to tylko szczur, że wiele zwierząt umiera codziennie, że mogę mieć kolejne. Kolejne to nie one. I to nie jest kolej rzeczy, nie umarły ze starości, odeszły zdecydowanie za wcześnie.

Siedzę więc i płaczę. Codziennie siedzę i płaczę. Pies przychodzi na pieszczoty, żeby poprawić mi humor. I jestem mu za to bardzo wdzięczna, choć w tym momencie to bezcelowe...
..bo jeszcze jest za wcześnie
..bo nie potrafię się teraz cieszyć
..bo nie mogę nawet bez płaczu, bez łzy w kąciku, powspominać o moich maluchach
..bo mieszkanie jest takie puste, kiedy ich nie ma


Dziękuję, Syrku, Marcysiu. Dziękuję, że pozwoliliście mi wejść do waszego małego, szczurzego świata. Że mogłam mieć takich przyjaciół.

A jeśli ktoś mi zarzuci,
Że świat widzę w krzywym lusterku,
To ja powtórzę:
On wróci
Choć może i w innym futerku…