sobota, 1 listopada 2014

Coraz bliżej święta!

Sezon narzekania pt. 'Dopiero listopad, a już rzeczy świąteczne" uznaję za oficjalnie rozpoczęty.

Sezon mojej radości pt. 'Wreszcie rzeczy świąteczne' również.

Wesołych świąt w listopadzie? Czemu nie? Jak najbardziej!
Zbiera mi się na kolorowo-bombkowe wymioty jak - chcąc, czy też nie - muszę wysłuchiwać ludzkich pisków o tym jak bardzo ludzie są oburzeni tym, że w sklepach są dekoracje, w radiu muzyka w klimacie. Cóż za irracjonalne zachowanie, psuć sobie (i innym, dziękuję bardzo!) humor kiedy wszystko w koło robi się radosne. Serio. Pomyśl o tym, zanim wygłosisz kolejne jęki, bo sam sobie psujesz humor.

Atmosfera się może przejeść? Też by mi się świąt odechciało, gdybym przez 52 dni(!!!) przedświątecznych narzekała jak mi niedobrze z tym otoczeniem. Serio. Pomyśl o tym.

Mocno tulę świątecznych świrusów. Wesołego Bożego Narodzenia Wam. Już teraz. Jakbym się wykoleiła w międzyczasie, jakbym do Was nie dotarła. Jak najwcześniej. To taki piękny okres, cieszmy się nim jak najdłużej :)

niedziela, 28 września 2014

Jesień- jak Cię pokochać?


Całe lata byłam wrogiem nr 1 tej pory roku, jednak od zeszłego roku staram się jesień polubić. Nie ma sensu marnować trzech miesięcy na denerwowanie się na pogodę, skoro i tak nikt na nią wpływu nie ma. O dziwo, okazuje się, że jesień ma naprawdę wiele plusów, kiedy nie bluzga się na nią co krok :P Co między innymi pokochałam w jesieni? 


1. Można poczuć się jak dzieciak i pozbierać kasztany! Świetna zabawa, szczególnie jak znajdzie się takie cudo w łupince, na które trzeba nadepnąć i dopiero wtedy wyskakuje kasztan. My już nazbieraliśmy tyle, że z 20-30 jelonków powinno z nich wyjść, choć zastanawiam się nad ciut doroślejszą dekoracją :D

2. Jesień jest bardzo harmonijną porą roku. Od żadnej innej nie bije taki spokój. W zeszłym roku miałam w zwyczaju siadać na górce w pobliskim parku i obserwować jakie wszystko jest powolne. Nie ma już szalejących dzieci, masy rowerzystów i spacerowiczów. Jest cicho, można popatrzeć na drzewa i leniwie przemieszczające się postacie z psami przy nodze. 



3. Idealna pora roku dla rudzielców, ten kolor włosów wygląda wtedy najpiękniej :)

4. Choć jestem fanką herbaty przez cały rok, na jesień od razu przyjemniej mi się ją pije. Z książką w ręku, piżamce, papuciach na nogach, czapie na głowie i pod kocykiem. Świat mógłby wtedy przestać istnieć, a ja nie zwróciłabym na to w ogóle uwagi.

5. Ten punkt nie zabrzmi wcale jak plus, ale nim jest i -od kiedy wygrzebałam się z depresji - doceniam to niesamowicie. Jesień jest smutna. Nie jest to taki smutek, jaki odczuwałam kiedyś. To spokojny, melancholijny moment zadumy, taki który nie niszczy człowieka wewnętrznie. Uwielbiam to uczucie. Puszczenie mniej optymistycznej muzyki, patrzenie w okno i myślenie o wszystkim. Chwilowe przygnębienie. Kocham być radosna, ale te momenty mają dla mnie naprawdę duże znaczenie, bo właśnie wtedy naprawdę doceniam wszystko, co mnie otacza. Patrząc na to, jak wszystko przemija.


Początek jesieni zapowiada się póki co pozytywnie. Jest ciepło, jest pięknie. W październik wejdę z uśmiechem na twarzy. Mimo, że dużo w moim życiu się zmieni. Czy na lepsze? Zobaczymy. 

Na tę kolorową porę roku życzę wszystkim szczęścia, mało narzekania i zatrzymania się na chwilę, żeby przyjrzeć się światu, póki listopad nie zaleje go deszczem. No bo w końcu listopad- niby nic, ale wiadomo świata koniec... :)

Tulę mocno!

wtorek, 16 września 2014

Do zobaczenia po drugiej stronie Tęczowego Mostu, Maleństwa...

Długo nie pisałam, bo wakacje pochłonęły mnie do reszty i rowerowo spędzałam czas. No, ale do rzeczy...

Wrzesień, choć jeszcze się nie skończył, jest dla mnie wyjątkowo trudnym miesiącem. Odeszły ode mnie moje dwa skarby, moje szczurze oczka w głowie. Nie mam siły o tym mówić, muszę więc o tym napisać. Muszę przelać myśli, póki jeszcze płyną, póki mnie to nie przyblokowało. 



3 września pomogliśmy zasnąć naszemu Syriuszkowi. Niestety zachorował, walczyliśmy o niego, do czasu gdy na jego pysiu zobaczyliśmy tyle cierpienia, że nie mogliśmy go ciągnąć dalej.. To byłby kaprys, żeby przedłużyć jego życie o parę dodatkowych dni, może godzin...


Zaledwie parę dni później, bo 13 września, niespodziewanie odeszła od nas Marcycha. To był moment, biegała z resztą dziewczyn, a potem...To był moment... Nie mieliśmy szansy, żeby jej pomóc...

Pękło mi serce. Na tyle kawałków, że nie jestem w stanie ich zliczyć. Wrzesień jest dla nas okrutny. Cierpimy my, cierpią nasze maluchy. Po każdym na inny sposób. Syrek dał nam trochę czasu- minimalna ilość, ale zawsze- na przygotowanie się, na pożegnanie. Z Cyśką nie mieliśmy takiej okazji.. I o ile o Syrku mogę myśleć jako o naszym dzieciaku za TM, to Marcysia dalej jest.. Dalej jest obok, zniknęła tak niespodziewanie, tak szybko, że wciąż nie przyjmuję tego faktu to wiadomości...Patrząc na klatkę dziewuch, myślę, że Cycha gdzieś się chowa, że zaraz wyjdzie. Piosenki śpiewane w głowie dalej wypełnione są Marcysią, żarty dalej krążą w okół niej i ciągle łapię się na gadaniu o niej w sposób taki jakby nadal żyła. 

W klatkach jest rozłam. Zabrakło spoiwa. Zabrakło tej dwójki, która oba stada łączyła w całość.

I gryzę mocno, gdy ktoś mi mówi, że to tylko szczur, że wiele zwierząt umiera codziennie, że mogę mieć kolejne. Kolejne to nie one. I to nie jest kolej rzeczy, nie umarły ze starości, odeszły zdecydowanie za wcześnie.

Siedzę więc i płaczę. Codziennie siedzę i płaczę. Pies przychodzi na pieszczoty, żeby poprawić mi humor. I jestem mu za to bardzo wdzięczna, choć w tym momencie to bezcelowe...
..bo jeszcze jest za wcześnie
..bo nie potrafię się teraz cieszyć
..bo nie mogę nawet bez płaczu, bez łzy w kąciku, powspominać o moich maluchach
..bo mieszkanie jest takie puste, kiedy ich nie ma


Dziękuję, Syrku, Marcysiu. Dziękuję, że pozwoliliście mi wejść do waszego małego, szczurzego świata. Że mogłam mieć takich przyjaciół.

A jeśli ktoś mi zarzuci,
Że świat widzę w krzywym lusterku,
To ja powtórzę:
On wróci
Choć może i w innym futerku…

sobota, 2 sierpnia 2014

Kto najbardziej zniechęca do pomocy schroniskom?

Ten post wynika w dużej mierze z mojej irytacji obecnym stanem rzeczy. Od urodzenia jestem psiarą, potem w wieku 13 lat odkryłam, że życie ze szczurem na ramieniu jest dużo lepsze, niż bez niego i tak od tego czasu psy i szczury towarzyszą mi ciągle. Przez pewien czas byłam wolontariuszką w okolicznym schronisku dla bezdomnych zwierząt. I w tym momencie wracamy do pytania postawionego w tytule. Kto najbardziej zniechęca do pomocy schroniskom? Odpowiedź jest prosta- same schroniska. Z tym 'moim' miałam podpisaną umowę, byłam po odpowiednim szkoleniu pozwalającym na pomaganie tam. Nie raz spotykała mnie sytuacja, w której jechałam do psów z rana (w godzinach, w których wolontariusze mogą przychodzić) i spotykałam się z informacją, że nie ma nic do roboty i mam wracać do domu. Jasne. W schronisku około 3 osób, masa psów do wyprowadzenia, syf w kojcach i nie ma nic do roboty. Ponownie więc tyłek w autobus i kolejne 1,5h godziny jazdy do domu. Nie raz dostawałam burę za wyjście z psem na dłużej niż 15 minut, bo jeszcze inne psy czekają na spacer. Owszem, czekają, ale co chwilę podkreślałam, że mam cały dzień, więc nie trzeba spaceru tylko odwalić, a można zrobić im dłuższy, porządniejszy. No, ale tym sposobem wychodziłam ze schroniska po 2-3 godzinach. Psy z boksów wyprowadzane były dużo rzadziej, "bo przecież mają ciągle ruch" (w małym boksie w towarzystwie kilku innych psów) i trzeba było się mocno wyprosić o nie. Rozumiem, że izolatka ma pierwszeństwo, bo zwierzaki siedzą w klatkach, nie znaczy to jednak, że po zrobieniu izolatki nie można skoczyć z resztą psów. Mimo wszystko dalej do schroniska chodziłam, zrezygnowałam dopiero gdy czas przestał mi na to pozwalać, ale nie przestałam szukać dla nich pomocy w inny sposób. Organizowałam z koleżanką zbiórki i przywoziłyśmy im naprawdę ogromne ilości karm dla zwierząt, produktów suchych (makarony, kasze, ryż), smycze, obroże, miski, zabawki, koce i poduchy nadające się do warunków schroniskowych i niestety nie spotkałyśmy się z zadowoloną reakcją pracowników. Raz nawet oburzeni zapytali co oni niby mają z tym zrobić i po co to przywozimy. Dodam, że owe zbiórki były również uzgodnione i ze schroniskiem i z biurem fundacji. Niezbyt motywujące, prawda? 
O wszystkim przypomniała mi koleżanka, która ostatnio przywoziła rzeczy do innego schroniska, w którym dowiedziała się, że wiele osób okolicznych zgłasza się, że może w godzinach porannych lub wieczornych wychodzić z psami, bo pracują, ale chętnie pomogą, ale schronisko ma na to stałe godzinny. 12.00-16.00, czyli wtedy gdy ludzie pracują, albo się uczą, więc pomocy nie przyjmują.
Sytuacja ta jest dla mnie bardzo przykra, bo widać, że ludzie chcą pomagać, ale schroniska tej pomocy nie chcą. Szkoda tylko, że w tym wszystkim najbardziej poszkodowane są zwierzaki, bo przykłady, które to wymieniłam to tylko parę z wielu zachowań pracowników schronisk, o których mi wiadomo z mojego otoczenia.

Mam nadzieję, że inni ludzie spotkali się z innym zachowaniem w tego typu instytucjach, jednak obawiam się, że jest to jednak norma.


Nie chcę nikogo tym postem zniechęcić, chcę pokazać z mojej perspektywy jak to wszystko wygląda. Nalegam jednak - pomagajcie, adoptujcie, rozgłaszajcie. Te zwierzaki na to zasługują, nie dajcie się zniechęcić.


Zdjęcie znalezione w google, ze strony zwierzeta,wm.pl , nie jest moją własnością i nie miałam nigdy styczności ze schroniskiem, z którego ta psina pochodzi.

sobota, 28 czerwca 2014

Szamponetka Delia Cameleo - 7.4 Rudy

Od wielu lat na głowie noszę rudości, a jak każda sztucznie ruda wie- wypłukuje się on bardzo szybko. Ogólnie lubię mój kolor kiedy jest wypłukany, więc już dawno porzuciłam farbowanie całości, a jedynie odrosty, bo odświeżenia nie potrzebuję. Jednak czasem mam ochotę na mocny rudy na głowie, a wtedy w ruch idzie bohaterka dzisiejszego posta- Delia Cameleo 7.4 Rudy. Łącznie użyłam jej już pewnie około 30 razy.

Dostępna jest w każdym rossmannie, za cenę około 4 zł (często jest w promocji za 3). Zakładamy na umyte, osuszone włosy i zostawiamy na 20-30 minut lub zapieniamy ponownie po tym czasie i zostawiamy na 45 dla lepszego efektu. Ja osobiście trzymam ok. 40 minut bez żadnego ponownego masowania szamponu na głowie, bo nie zauważyłam nigdy żadnej różnicy w efekcie.


Skład
Kolor jest bardzo intensywny i taki się utrzymuje przez 2-3 dni, całkowicie się wypłukuje po około tygodniu. Oprócz barwienia nie zauważyłam by robił coś z włosami, nie szkodzi, nie pomaga. 


Przed

Po
Jak widać, efekt jest widoczny gołym okiem :) Na moje włosy starczy jedna saszetka, ale moich włosów jest dość mało, więc bujnym czuprynom polecam dwie-trzy saszetki.

Często używam też ciemnego brązu z tej serii i również ładnie chwyta i wypłukuje się zupełnie- przy następnym użyciu napiszę coś o nim więcej.

Pozdrawiam!

środa, 25 czerwca 2014

Moja szczurza rodzinka

Jestem szczurzą mamą w każdym calu. Mogłabym ciągle gadać o szczurach, myśleć o szczurach, siedzieć ze szczurami. Skoro mam bloga, to mam kolejne miejsce, by wylać moją szczurzą falę miłości wraz z krótkim opisem naszych dzieciaków. Mam szczury odkąd zaczęłam chodzić do gimnazjum, czyli już, hoho, 8 lat i raczej nie planuję przestać je kiedyś hodować. Bogu dzięki, że i mój partner zaraził się miłością do tych gryzoni:) W tym momencie mamy dwa stada (bo jak każdy zaszczurzony wie, szczury to zwierzęta stadne i muszą być trzymane po co najmniej dwa tej samej płci) - dziewczyny i chłopaków, oczywiście trzymane są w osobnych klatkach i nie dopuszczamy do sytuacji, w której mogłoby dość do zapłodnienia. Mamy też jednego kawalera na tymczasie, który szuka domu.

Oto i one:

1. Dziewuchy, czyli... 'pora zbierać się do Cysi, bo Kaziucha tłucze szklanki i za chwilę w innych siuśkach śpią te same koleżanki' *
 

Kaziucha ze zmiksowanym bananem :)
Nasza najstarsza pannica- Kazia. Nieuchwytny kaziuchowiec. Daje buziaki w każdej chwili i najbardziej perfidnie i upierdliwie z wszystkich naszych szczurów próbuje człowiekowi zabrać jedzenie. Jeśli coś jesz, a Kazi nie ma obok, należy się zacząć martwić. Ostatnio przykładowo została zamknięta w komodzie. Do teraz nie mam pojęcia jakim cudem ona tam wlazła. Cholera strasznie inteligentna jest. Pierwsza samiczka w moim życiu ;)

Cyśka
 Najlepsza koleżanka Kazi- Marcelina, zwana też Cysią. Kazia przy łączeniu urządziła jej dwutygodniowe piekło, ale na szczęście Cycha się wkurzyła i zdominowała Kazię. Od tego czasu jest szczurza miłość. Marcy początkowo była straszną boidupą, teraz to taki sam tarmoch jak Kaziucha:)


Kostka
Kosza dołączyła do nas stosunkowo niedawno, bo chyba w lutym. Najmłodsza z całego stada. Pannica wzięta z laboratorium. Wszędzie jej pełno i coraz bardziej się do nas przywiązuje. Reszta dziewuch z marszu ją zaakceptowała, aż dziwne :)



Dziewuszyska razem w swoim ulubionym materiałowym tunelu :)


2. Chłopy!

Granat
A oto i pierwszy z chłopów- Granat, po domowemu zwany Gransi. Największy dominator świata, jemu nikt nie podskoczy. Rządzi w klatce i poza klatką, a piszczy jak panienka jak się go złapie. Gryzie absolutnie wszystko, co stanie na jego drodze (np. atakujące go kable, wredne ubrania, agresywne meble). Profesjonalista w kwestii ukrywania się- kiedy się go zawoła lub krzyknie na niego, automatycznie nieruchomieje, a jak każdy wie- jeśli się nie ruszasz, to Cię nie widać, nawet jeśli stoisz zaraz obok kogoś i chwile temu byleś idealnie widoczny. Chociażby dlatego, że nie przejmując się niczym, chrupałeś radośnie biurko. Szczurza logika. 


Franek, w pozie mówiącej 'tato, czemu mnie obudziłeś?!'
Franciszek, największa boidupa na świecie. Granat pierze go co chwilę, ale często śpią razem. Podejrzewamy, że Gransi grozi mu wpierdzielem, jeśli ten nie położy się obok. Do reszty stada podchodzi dominacyjnie. Pewnie, gdyby Granat go nie prał, to Franki królowałby w klatce. Na wybiegu chętnie przyjdzie posiedzieć z człowiekiem, ale nie waż się brać go do ręki, bo zwieje i przez pare godzin ni widu ni słychu po tym czarnuchu. Franek ma plamę na brzuchu o kształcie Franka z Donniego Darko. Pięknota!

Muniek
 Muniek, sprawia wrażenie wiecznie wkurzonego, ale to buziaków to on pierwszy. Czasem potrzebuje miłości, a czasem będzie spierdzielał na widok ręki wyciągniętej w jego kierunku. Mega kontaktowy, lubi siedzieć obok człowieka, czy też na człowieku. Bacznie pilnuje zamkniętych drzwi i gdy tylko się minimalnie uchylą wyrusza na podbój mieszkania. Co zjawi się w kuchni to wyżera psu z miski, a pies nawet nie drgnie. Ten to się umie ustawić!


Syriusz
Braciak Muńka, Syrek. Od początku był dobrym kolegą dla nas, można miętosić i buziakować :D Dużo musiałam się o niego nawalczyć, bo chłop przekonany nie był, ale w końcu stanęło na moim i Syrkowy jest z nami. Trochę leniwiec z niego, tylko by leżał i obserwował wszystko z góry klatki. 

Oskar
Najmłodszy z chłopów, dumbo syjamek zwany Oski-noskiem. W sumie ten gif to kwintesencja Oskiego. Jest mega ciapą i nieogarem, nastawionym pokojowo do każdego na świecie.

Cała gromada
Pięć szczurów na minimalnym hamaku, taka bieda!


Budda
Budda (imię tymczasowe) jest u nas na tymczasie, szuka doświadczonego domku stałego. Przypuszczam, że chętnie pozbędzie się jajek. Jeśli ktoś zainteresowany to proszę o informację :)

No i na koniec zdjęcie klatki chłopów, bo dziewuch niestety na kompie nie mam. Klatka nie jest jeszcze do końca urządzona i cały czas coś się tam rozwija, ale fota była zrobiona na takim etapie jak widać niżej.




To by było na tyle!
Pozdrawiam :)


*nawiązanie do piosenki "Balanga" Xięcia Warszawskiego. Z chłopakiem ciągle przerabiamy jakieś piosenki na wydanie szczurze:D

środa, 18 czerwca 2014

Moje książkowe top 5, czyli...

...do czego szczurza mama wraca w każdym momencie swojego życia po milion razy ;)

Kocham czytać książki. Niestety przez ostatnie miesiące bardzo mało czasu mogłam poświęcić na czytanie, przez co cierpię bardzo. Sterta książek do przeczytania się nawarstwiła, więc nie przeczę, że aktualne top 5 może ulec dużej zmianie po nadrobieniu tego wszystkiego. Szczególnie, że teraz w moje łapki wpadli Beksińścy. Portret podwójny, a w kolejce czeka na mnie biografia Rafała Wojaczka i masa literatury wojennej. Coś czuję, że po przeczytaniu tego wszystkiego top 5 będę musiała rozszerzyć do top 10 ;) No, ale żeby nie przedłużać za bardzo.. Zaczynam! Kolejność losowa.
  

1. Roland Topor- Cztery róże dla Lucienne



Strona empiku podpowiada, że jest to Kultowy zbiór opowiadań francuskiego mistrza czarnego humoru, którym podbił serca i umysły polskich czytelników. Reszta opisu zdradza elementy opowiadań, więc nie zacytuję, jakby ktoś chciał się skusić. Zbiór ów jest genialny. Przeczytałam cały za jednym zamachem- co jakimś wielkim wysiłkiem nie jest, bo to maleństwo (około 115 stron, bodajże 44 opowiadania). Topor nie chrzanił się w zbędne przedłużanie fabuły, nie ma tu wielu nic nie znaczących szczegółów. Jest za to masa zawirowań, abstrakcji i dziwnych zwrotów akcji. Jeśli kogoś to nie przekonuje, polecam zapoznanie się choć z opowiadaniem Sznycel Górski (konieczność dla fanów twórczości solowej Kazika!) i Wróżka inna niż wszystkie, może te dwa opowiadania zachęcą Was bardziej:)

2. Stephen King - Wielki Marsz


Fanom twórczości Kinga zapewne książki nie muszę przedstawiać. Dla reszty: stu chłopców rusza na marsz, w którym wygrywa ten, kto jako jedyny przeżyje. Nie ma mety, nie ma przerw. Kolejna cieniutka książka, dzięki czemu unikamy typowego dla Kinga przedłużania...tfu, budowania atmosfery, a akcja zaczyna się od pierwszej strony.

3. Kathe Koja - Włóczęga


 
Książka z serii "sentymenty dzieciństwa". Zachęcona psem na okładce, zakupiłam ją jakoś pod koniec podstawówki i od tego czasu przeczytałam ją pewnie ze sto razy. Zdarzało mi się ją czytać parę razy dziennie. Jezu, byłam dziwnym dzieckiem jak się na coś uparłam. Książka opowiada historię nastoletniej dziewczyny, wolontariuszki w schronisku, do którego trafia zdziczała suczka collie. Zryczałam się na tej książce jak głupia. Pewnie jakbym za chwilę ją wzięła do ręki i przeczytała odpowiednie fragmenty, to wyłabym znowu. Styl niepowalający, widać, że książka kierowana do młodzieży, ale historia w niej przedstawiona...ach! urzeka. Szczególnie, jak ma się bzika na punkcie zwierząt.

4. Chuck Palahniuk - Fight Club


Zauroczona filmem szybko sięgnęłam po książkę i tak już od tego czasu sięgam po nią bardzo często, żeby przeczytać nawet parę fragmentów. Osobiście jednak uważam, że film jest lepszy (pewnie za sprawą gry aktorskiej Nortona i Pitta), ale książka jest tylko minimalnie w tyle za produkcją filmową. Fabuła mocno się pokrywa, niektóre filmowe wypowiedzi narratora są żywcem wzięte z książki. Warto przeczytać, ale jeśli komuś film nie podszedł, to raczej mała jest szansa, żeby zakolegował się z książką.

5. Haruki Murakami - Sputnik Sweetheart


Długo się wahałam, którą książkę Murakamiego wybrać do tego rankingu, bo po prostu są podobne. Murakami ma konkretny typ postaci, który się pojawia w praktycznie każdym jego dziele. Ostatecznie wybór padł na Sputnik, bo należy do niej mój ukochany cytat, który mi towarzyszył przez wiele wieczorów. Jeśli ktoś nie czytał nic tego autora to jest to dobra książka na start. Murakami ma styl pisania, w którym można utonąć. Już po pierwszym zdaniu całkowicie wpadam w świat przedstawiony. Nie jest to szczególnie pozytywna lektura. Raczej nadaje się na leniwy wieczór, w którym nie chcemy widzieć nikogo i być widzianym.



To tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że kogoś zaciekawi któraś z przedstawionych wyżej książek, a sama chętnie przeczytam, jeśli macie coś dobrego do polecenia.

Pozdrawiam!
 
Wszystkie grafiki perfidnie pokradłam z google, mam nadzieję, że nikt się nie obrazi;)