środa, 18 czerwca 2014

Moje książkowe top 5, czyli...

...do czego szczurza mama wraca w każdym momencie swojego życia po milion razy ;)

Kocham czytać książki. Niestety przez ostatnie miesiące bardzo mało czasu mogłam poświęcić na czytanie, przez co cierpię bardzo. Sterta książek do przeczytania się nawarstwiła, więc nie przeczę, że aktualne top 5 może ulec dużej zmianie po nadrobieniu tego wszystkiego. Szczególnie, że teraz w moje łapki wpadli Beksińścy. Portret podwójny, a w kolejce czeka na mnie biografia Rafała Wojaczka i masa literatury wojennej. Coś czuję, że po przeczytaniu tego wszystkiego top 5 będę musiała rozszerzyć do top 10 ;) No, ale żeby nie przedłużać za bardzo.. Zaczynam! Kolejność losowa.
  

1. Roland Topor- Cztery róże dla Lucienne



Strona empiku podpowiada, że jest to Kultowy zbiór opowiadań francuskiego mistrza czarnego humoru, którym podbił serca i umysły polskich czytelników. Reszta opisu zdradza elementy opowiadań, więc nie zacytuję, jakby ktoś chciał się skusić. Zbiór ów jest genialny. Przeczytałam cały za jednym zamachem- co jakimś wielkim wysiłkiem nie jest, bo to maleństwo (około 115 stron, bodajże 44 opowiadania). Topor nie chrzanił się w zbędne przedłużanie fabuły, nie ma tu wielu nic nie znaczących szczegółów. Jest za to masa zawirowań, abstrakcji i dziwnych zwrotów akcji. Jeśli kogoś to nie przekonuje, polecam zapoznanie się choć z opowiadaniem Sznycel Górski (konieczność dla fanów twórczości solowej Kazika!) i Wróżka inna niż wszystkie, może te dwa opowiadania zachęcą Was bardziej:)

2. Stephen King - Wielki Marsz


Fanom twórczości Kinga zapewne książki nie muszę przedstawiać. Dla reszty: stu chłopców rusza na marsz, w którym wygrywa ten, kto jako jedyny przeżyje. Nie ma mety, nie ma przerw. Kolejna cieniutka książka, dzięki czemu unikamy typowego dla Kinga przedłużania...tfu, budowania atmosfery, a akcja zaczyna się od pierwszej strony.

3. Kathe Koja - Włóczęga


 
Książka z serii "sentymenty dzieciństwa". Zachęcona psem na okładce, zakupiłam ją jakoś pod koniec podstawówki i od tego czasu przeczytałam ją pewnie ze sto razy. Zdarzało mi się ją czytać parę razy dziennie. Jezu, byłam dziwnym dzieckiem jak się na coś uparłam. Książka opowiada historię nastoletniej dziewczyny, wolontariuszki w schronisku, do którego trafia zdziczała suczka collie. Zryczałam się na tej książce jak głupia. Pewnie jakbym za chwilę ją wzięła do ręki i przeczytała odpowiednie fragmenty, to wyłabym znowu. Styl niepowalający, widać, że książka kierowana do młodzieży, ale historia w niej przedstawiona...ach! urzeka. Szczególnie, jak ma się bzika na punkcie zwierząt.

4. Chuck Palahniuk - Fight Club


Zauroczona filmem szybko sięgnęłam po książkę i tak już od tego czasu sięgam po nią bardzo często, żeby przeczytać nawet parę fragmentów. Osobiście jednak uważam, że film jest lepszy (pewnie za sprawą gry aktorskiej Nortona i Pitta), ale książka jest tylko minimalnie w tyle za produkcją filmową. Fabuła mocno się pokrywa, niektóre filmowe wypowiedzi narratora są żywcem wzięte z książki. Warto przeczytać, ale jeśli komuś film nie podszedł, to raczej mała jest szansa, żeby zakolegował się z książką.

5. Haruki Murakami - Sputnik Sweetheart


Długo się wahałam, którą książkę Murakamiego wybrać do tego rankingu, bo po prostu są podobne. Murakami ma konkretny typ postaci, który się pojawia w praktycznie każdym jego dziele. Ostatecznie wybór padł na Sputnik, bo należy do niej mój ukochany cytat, który mi towarzyszył przez wiele wieczorów. Jeśli ktoś nie czytał nic tego autora to jest to dobra książka na start. Murakami ma styl pisania, w którym można utonąć. Już po pierwszym zdaniu całkowicie wpadam w świat przedstawiony. Nie jest to szczególnie pozytywna lektura. Raczej nadaje się na leniwy wieczór, w którym nie chcemy widzieć nikogo i być widzianym.



To tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że kogoś zaciekawi któraś z przedstawionych wyżej książek, a sama chętnie przeczytam, jeśli macie coś dobrego do polecenia.

Pozdrawiam!
 
Wszystkie grafiki perfidnie pokradłam z google, mam nadzieję, że nikt się nie obrazi;)

10 komentarzy:

  1. Wstyd się przyznać, ale żadnej nie znam. Jeśli zobaczę którąś w bibliotece chętnie przyniosę sobie do domu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry gust! Lubisz szczury i fajne książki! :-)

    Nie czytałam numeru 3. Topora odkryłam jako nastolatka - szczęka mi opadła, gdy przeczytałam pierwszą książkę - właśnie "Cztery róże".

    Spodobało mi się zdanie "Nie jest to szczególnie pozytywna lektura." - chyba trochę pod wpływem tego trendu, który się pojawił, że książki powinny być optymistyczne i z happy endem. Dla mnie pozytywne są takie, które się dobrze czyta. Takie, jak tu pokazałaś czyta mi się dużo lepiej niż ogrom takich, co są optymistyczne i z happy endem, ale przy okazji nudne, przewidywalne, naiwne, itp. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Cztery róże" też były moją pierwszą książką Topora. Ciekawa jestem ostatnio wydanych "Czarnych krów", ale muszą jeszcze trochę poczekać, bo postanowiłam nie kupić żadnej nowej książki, póki nie przeczytam tego co mam w domu.

      Dla mnie takie optymistyczne książki nie mają czegoś, co mnie trzyma przy historii przedstawionej. Potrzebuję lektury, która zapadnie mi w pamięć, a wszystkie typowo optymistyczne bajeczki szybko zlewają mi się w jedno.

      Usuń
  3. Czytałam i włóczęgę a także pozycję pana Kinga poza tym polecam trylogię "Kaktusy z Zielonej Ulicy" klimat wojenny ale z iskierką humoru, "Dotyk Anioła" książkę "Gwiazd naszych wina" świetna i od razu ostrzegam zaopatrz się w paczkę chusteczek pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko ostatnią pozycję znam, czytałam i mam na półce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wielki Marsz jest genialny. Wstrząsający. Wbijający w fotel. Stephen King, kiedy tworzył jako Bachman był naprawdę niezły. Właściwie już wtedy pisał tak popularne teraz postapo czy antyutopie. Ma jeszcze jedną w podobnym stylu, też wydaną pod pseudonimem pt. "Uciekinier", czytałaś? Polecam, choć przyznaję, że "Wielkiemu Marszowi" nie dorówna...
    /Pozdrawiam,
    Szufladopółka

    OdpowiedzUsuń